Paratext 1946

Introduction to "Księgi Narodu Polskiego i Pielgrzymstwa Polskiego" by Adam Mickiewicz

Books of the Polish People and of the Polish Pilgrimage
Gustaw Herling-Grudziński
Information
Authors
Gustaw Herling-Grudziński
Source Type
Paratext
Publications
Books of the Polish People and of the Polish Pilgrimage
Books of the Polish People and of the Polish Pilgrimage
Date
1946
Place
Rome
Language
Polish
Text

«KSIĘGI NARODU I PIELGRZYMSTWA POLSKIEGO» NA NOWEJ EMIGRACJI

«A was spotykają, i ugaszczają, i śpiewają wam pieśni wasze, bo czają, że wy wojujecie za wolność świata.»

«A kiedy mówią o wojnie waszej dla zbawienia narodów, nie przeczą, iż dobrze zrobiliście, ale powiadają, iż niewcześnie, jako doktorowie wyrzucali Chrystusowi, iż w szabas śmiał ludzi uzdrawiać, i krzyczeli: godzi-li się w szabas uzdrawiać? godzi-li się w czasie pokoju europejskiego z Rosją wojować?»

AKTUALNOŚĆ «Ksiąg Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego» jest chwilami przerażająca. Ta mała «broszurka» – jak ją w liście do Garczyńskiego nazwał Mickiewicz – która w pierwotnej wersji nosiła nazwę «Katechizmu pielgrzymstwa polskiego», odczytywana w 114 lat po jej powstaniu na nowej emigracji, niepokoi w pierwszej chwili żywością bolesną, trudną i ciągle nieprzezwyciężoną. Czyżby znowu więznąć nam miały w gardłach słowa najwyższego potępienia pod adresem «rządów i mędrków francuskich i angielskich», «kupców i handlarzy obojga narodów, łaknących złota i papieru i pieniądz posyłających na zgniecenie wolności»? Czyżby znowu, po wieku przeszło niewoli i wolności, trzeba było w «Litanii Pielgrzymskiej», w zwrocie «Przez męczeństwo żołnierzy zaknutowanych w Kronstadcie przez Moskali» słowo «Kronstadt» zamienić tylko na «Katyń», a «zaknutowanych» na «zamordowanych strzałem w tył czaszki»?

Aktualność «Ksiąg» jest jednak nie tylko przerażająca, jest ona także – i to może nawet w nieporównanie większym stopniu – pouczająca. Nurt czasu, który dzieli pierwsze, paryskie wydanie tej książeczki, od jej obecnego wydania rzymskiego, nie był tylko obojętnym i niewiele znaczącym upływem faktów, zdarzeń i doświadczeń. Dziś, wpatrzeni z lękiem w nieodwracalność koła historii, czujemy przecież, że jeśli nie zmieniła się sama zasada «pielgrzymowania dla wolności», to inną już wypełniamy ją treścią. Bogatsi od owych 10 tysięcy naszych poprzedników z okresu «Ksiąg» o zjawisko niespotykanej dotąd masowości współczesnego pielgrzymstwa, musimy dążyć usilnie o to, aby nie stało się ono tylko wyrazem «żołnierskiej hardości niepoddawania się wrogowi» (Pigoń), lecz żeby przeobraziło się w ruch społeczno-polityczny, w którego kręgu odnajdą swą godność polityczną i niezłagodzoną wierność ideałom społecznym wszyscy europejscy wygnańcy «sfer wpływów». «Księgi Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego» nie są więc już dekalogiem wskazań i działania; są raczej poetyckim postulatem wykreślenia w «Europie bezprawnej» (Norwid) strefy prawdziwych interesów dla tych Europejczyków, którzy śniąc o szumie swych ojczystych rzek w obozach wojskowych i barakach UNRRA wiedzą naprawdę, dlaczego nie należy wracać.

KORZENIE «Ksiąg Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego» tkwią znacznie głębiej niż to się wydawało nam i naszym szkolnym i uniwersyteckim komentatorom. Prawdą jest, że wpływ pewien na ich powstanie miały wypadki historyczne, które po Rewolucji listopadowej, a na skutek chwiejnego stanowiska Ludwika Filipa wobec Rosji i Świętego Przymierza zmierzać zaczęły szybko do likwidacji tego wysoce w życiu Francji niebezpiecznego zjawiska, jakim była dziesięciotysięczna emigracja polska. Możemy sobie dziś bez trudu wyobrazić, że masa ludzka, która przybyła do Francji w zwartych formacjach wojskowych i utraciwszy w niej szybko nadzieje utworzenia Legionu Polskiego, przeszła nawet spod kompetencji ministra spraw wojskowych pod opiekę policji, musiała stanąć nagle w obliczu niebezpieczeństwa kompletnego rozkładu i rozsypki. «Księgi» miały według tej, częściowo tylko słusznej wersji, zapobiec bankructwu emigracji przez sztuczną niejednokrotnie i na bardzo wysoki ton nastrojoną serafizację «duszy polskiej», a Mickiewicz sam stanął zaraz w swej pracy i działalności obok Lelewela, który chwiejącą się emigrację usiłował usztywnić i wzmocnić ideologicznie swym «Komitetem Narodowym».

Poza tym wszystkim jednak «Księgi» są także zdumiewająco prostym wyrazem polskiej reakcji poklęskowej. «Kraj, gdzie każdy czyn za wcześnie wschodzi, ale książka każda za późno». Te słowa Norwida, gdy w nie wniknąć głębiej, określają najlapidarniej polski dylemat czynu i słowa i stanowią jednocześnie najlepszy, choć i najbardziej surowy, komentarz do utworu Mickiewicza. «Księgi Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego» rozeszły się w stosunkowo krótkim czasie w 10.000 egzemplarzy i jest to cyfra, która musi zdumiewać każdego, kto pamięta, jak bardzo liczebnie skromna była ówczesna emigracja. Trudno przypuszczać, aby poczytność tej małej książeczki spowodowana była wyłącznie spontanicznie wśród pielgrzymujących w owych czasach Polaków zrodzonym poczuciem zagrożenia bezideowością. Mickiewicz wyszedł w niej naprzeciw wiecznie w duszy polskiej żywemu pragnieniu wytłumaczenia się z klęski, a jego «Księgi» dały początek licznym dociekaniom szkołom i kierunkom, które w zgłębianiu przyczyn klęski widziały na przestrzeni dziesiątków lat lekarstwo na ich uniknięcie w przyszłości. Podwójny, historiozoficzno-polityczny i moralistyczny nurt tego utworu założył fundamenty pod podwójną również filozofię klęski. Jej strona historyczna opierała się na połączeniu dwóch elementów: poczucia tragizmu położenia politycznego Polski i wyolbrzymienia roli, czy jak się to dziś jeszcze chętnie mówi, «misji dziejowej» Polski w Europie. Etyka «Ksiąg» natomiast wypływa z wiary w konieczność wewnętrznej, moralnej uprawy każdego Polaka, który pragnie sięgnąć wyżyn narodu, skazanego na odkupienie zbłąkanego świata.

Istnieje oczywiście rażąca dysproporcja pomiędzy wizją Polski złożonej do grobu i oczekującej wzejścia «dnia trzeciego» i wizją Polaka, od którego «poszerzenia duszy własnej» zależy, czy dostąpi on łaski powrotu do Ojczyzny. Warto zwrócić uwagę na niesłychaną harmonię i pełnię tej koncepcji mickiewiczowskiej. Był to obraz istoty śmiertelnie ugodzonej, w której każda komórka natężać musi do ostatecznych granic swą polskość i «anielskość», aby ciało całe zmartwychpowstało. Mistyczny znak równania, położony między narodem i jednostką, był znakiem siły i bezsilności jednocześnie. Głęboka, żarliwa wiara w odrodzenie Ojczyzny graniczy niepokojąco ze smutną religią ostatnich ludzkich wartości etycznych. I w ten chyba tylko sposób można odtworzyć sobie stan umysłów i serc ludzi z tamtych czasów. Człowiek, który wierzy w jakąś ideę, powinien o nią także walczyć. Człowiek natomiast, który uszedł z pola walki, świeżo pokonany, może już tylko wierzyć. Religia pozbawiona pierwiastka walki zastyga w kształt sztywnego schematu kontemplacyjnego i wydaje z siebie cały szereg wynaturzonych produktów ubocznych. To, co miało początkowo służyć tylko podtrzymywaniu wiary, staje się wiarą samą w sobie. Jednostka, której kazano czynne życie zastąpić dążeniem do moralnej doskonałości, podnosi środek do miary samodzielnej wartości. Etyka indywidualna wyparła po ukazaniu się «Ksiąg» na długie lata etykę narodową i społeczną.

Musimy więc pamiętać, że korzenie utworu Mickiewicza tkwią w glebie, którą użyźniono nie tylko zwykłą miłością ojczyzny, ale i egzaltowaną religią patriotyzmu. Jeśli chcemy na nowej emigracji ocalić z «Ksiąg Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego» ich wartości niezmienne, to możemy uczynić to jedynie po rozprostowaniu się z tych wygarbień, jakie na Polaku, wyruszającym z tą małą książeczką w noc pielgrzymstwa i niewoli, narastały wolno, ale nieuchronnie.

STUDIUM O MESJANIZMIE o gruntownie rewizjonistycznym i nowoczesnym podejściu do pojęcia, które spętało całe pokolenia Polaków, dając im religię Ojczyzny jako zastępczą namiastkę walki o nią, byłoby zapewne najlepszą formą skończenia z urokiem rzeczy przedawnionych, a mimo to nieustannie działających. Niestety, większość młodych badaczy uważała mesjanizm za zjawisko czysto historyczne, a tymczasem wojna i utrata niepodległości wykazały znowu, że prawie każdy Polak, który żyjąc w atmosferze wolności, uważał Państwo za świętość, z jej pozbawieniem nie przestaje ufać, że rzeczy święte zmartwychwstają.

Obowiązującą więc w tej dziedzinie lekturą pozostają nadal «Dzieje mesjanizmu polskiego» prof. Józefa Ujejskiego, z których dowiadujemy się, że «naród jest istotą moralną, a pojęcie indywidualności zbiorowej doszło do zupełnego przystawania z pojęciem indywidualności jednostkowej». Naród bowiem «czuje, myśli, dąży, ma sumienie i grzeszy jak jeden człowiek».

Jakieś znajome echo rozlega się w tych słowach. Bylibyśmy jednak niesprawiedliwi, sądząc, że to tylko elitaryzm faszystowski w moralistycznym wydaniu. Faktem natomiast jest, że jeśli patologia siły i teoria «narodu wybranego» zrodziły faszyzm, to patologia cierpienia i teoria «narodu wybranego» wydały na świat znacznie wcześniej mesjanizm.

Mesjanizm polski, poza swoim niewątpliwie oryginalnym wkładem do skarbca myśli europejskiej, powstawał w cieniu najrozmaitszych odgałęzień romantyzmu niemieckiego, z jego zamaskowanymi koncepcjami elitaryzmu politycznego. Z trudem przyszłoby nam we współczesnych warunkach wytworzyć sobie obraz narodu, jako zasadniczo jednorodnej i jednolitej całości z pominięciem tego ogromnego bogactwa odcieni i różnic, które sprawiają, że nawet w jednym jakimś, określonym i wspólnym działaniu naród wybiera setki dróg i form wyrażenia swej woli i swych pragnień. Pojęcie «indywidualności zbiorowej» jako «osoby moralnej» daje się istotnie pomyśleć jedynie na gruncie filozofii klęski i cierpienia, gdzie samo cierpienie «uszlachetnia» i «odkupuje», a bierne, ale wytrwałe zaprawianie się w nim powinno dać ostateczny rezultat w postaci ojczyzny, oczyszczonej w ogniu zbiorowej udręki, a więc z natury rzeczy lepszej i doskonalszej.

Mesjanizm nauczył Polaków religii narodu, wraz z całą jej liturgią i praktyką. Ma więc duże zasługi, gdyż miłość ojczyzny w czasach, gdy «naród nie istnieje jako państwo», przybiera zawsze formy wiary, zabarwionej na sposób religijny. Ale ten sam mesjanizm, ściągnięty ze szczytów filozoficznego i poetyckiego bytowania na poziom odczuwania powszechnego, obarczył Polaków czterema zasadniczymi jarzmami, które na nowej emigracji musimy z siebie za wszelką cenę zrzucić.

1. INDYWIDUALIZM ROMANTYCZNY ma niewiele wspólnego z normalnym poszanowaniem praw rozwojowych jednostki. Współczesna myśl europejska poczyniła ważne rozróżnienie pomiędzy takim humanizmem, który uważa człowieka za ośrodek każdego działania, i takim, dla którego człowiek jest celem tego wszystkiego, co sam czyni. To bardzo doniosłe stwierdzenie wskazuje na niebezpieczeństwa, jakie istniały zawsze w zagadnieniu ograniczenia wolności indywidualnej. Człowiek ma prawo do zupełnej swobody w wypadku, gdy jej używa dla udoskonalenia siebie samego, włączonego w system jakichś wyższych wartości. Możnaby powiedzieć, że dla romantyków taką wartością był naród. Ale trzeba przecież pamiętać, że «romantyczny» naród był nie tyle ideowym wyrazem życia świadomej zbiorowości, ile samodzielną kategorią, żyjącą w całym bogactwie swych przejawów w każdym Polaku z osobna. Każdy Polak to «mały naród» lub «naród w miniaturze», to zwierciadło a raczej soczewka, w której skupiają się wszystkie promienie życia poza nim, lub ponad nim biorące początek.

To też indywidualizm romantyczny przeniesiony w dół i niejako upowszechniony, stał się bardzo szybko wyrazem samowoli i głupoty, zarozumialstwa i pychy, doskonałą pożywką dla owych tysięcy Polaków, którzy zawsze gotowi są przez założenie nowego pisma lub nowej organizacji «zbawiać ojczyznę». A stąd już krok jeden tylko do «sejmu polskiego», co to w przekonaniu Krasińskiego stać się miał «sejmem Europy».

2. MEGALOMANIA NARODOWA związana jest w równym stopniu z indywidualizmem romantycznym, co z ideą Polski «Chrystusa narodów». Jej oparcia szukać należy nie tylko w mesjanizmie filozoficznym lub poetyckim. Sternik polskiej, emigracyjnej polityki zagranicznej, książę Adam Czartoryski, wyłożył w swoim «Essai sur la diplomatie» tezę legitymizmu narodów, którą wywiódł także z koncepcji «narodu jako osoby moralnej». «Gwałt, który zniszczył niepodległość narodu – pisał Czartoryski – jest zawsze młodszy niż prawowitość tego narodu».

Można sobie łatwo dopowiedzieć, w jakiej formie weszła ta myśl polityczna w krwiobieg życia garstki emigrantów, przejętej ideałem Polski umęczonej «na podobieństwo Chrystusa». Polska dłużnik przelanej krwi, Polska dyskontująca poniesionych na rzecz porządku europejskiego cierpień, Polska zaczepiona w swej polityce emigracyjnej o misterną sieć dyplomacji wielkich dworów i gabinetów, a odcięta prawie zupełnie od nieefektownej i nic nie tyszczącej dyplomacji europejskich ludów, Polska dopraszająca się sprawiedliwości dla swej pogwałconej i prawowitej «osoby moralnej», której miarą wielkości jest męka ukrzyżowania!...

Czerpiąca swoje soki głównie z mesjanizmu, polska megalomania narodowa wychodzi ze złudnego założenia, że wartość poświęcenia i ofiary oceniana jest w świecie kryteriów politycznych i społecznych tą samą miarą, co w świecie norm moralnych. I dziś jeszcze spotkać się można wśród Polaków na emigracji z próbami traktowania legalności naczelnych władz państwowych R.P. jako formy odcinania kuponów z zamrożonego kapitału cierpienia. A przecież rząd nasz na emigracji nie przestał być rządem legalnym tylko dlatego, że nie myśmy go zmienili.

Na szczęście «Księgi Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego» znaczą już początek końca tego nie... bezpiecznego uroku. Na ich kartach wyrażona zostanie dobitnie konieczność rozmawiania z ludami Europy ponad głowami dworów i gabinetów, z ich kart również popłyną najpiękniejsze słowa «Litanii Pielgrzymskiej»: «O wojnę powszechną za wolność ludów...».

3. REWOLUCYJNOŚĆ ALKOWIANA znowu wywodzi się z tego założenia mesjanizmu, które wulgarnie i ze znacznymi uproszczeniami możnaby sformułować jako zasadę, że «cierpienie rentuje się samo», i samo również zmienia istniejący i nieznośny stan rzeczy.

Kiedy współczesny Polak mówi o rewolucji społecznej, to myśli, że to jego mówienie już jest dostatecznie groźnym i gwałtownym aktem rewolucyjnym. Kiedy zaś cierpi z racji niesprawiedliwości społecznej w czterech ścianach swego pokoju, to wydaje mu się, że ociekające krwią strzępy jego cierpienia wybuchają automatycznie za oknami jak bomby, burzące stary i szczerze dlań zresztą nienawistny porządek społeczny. «Rewolucyjność alkowiana» bierze tedy początek z tego błędu mesjanizmu, który wyraża się w pasywności cierpienia, kompensującego swym natężeniem i siłą prawdziwy czyn rewolucyjny i jego konsekwencje.

Dalecy jeszcze jesteśmy od zmierzchu tego uroku wychowania romantycznego. Największym bowiem polskim mesjanistą społecznym był ulubiony pisarz inteligencji urzędniczej i mieszczaństwa – Żeromski.

4. CZAR WAWELSKI, czyli mediumiczne zapatrzenie się w dawną świetność, w groby królewskie, w wypłowiałe pamiątki narodowe, jest ostatnim i nienajlżejszym brzemieniem, jakie wypadło wam dźwigać w spadku po polskim mesjanizmie. Rozprawił się z nim dostatecznie surowo i bezlitośnie Wyspiański i dla naszych celów wystarczy tylko podkreślić, że mesjanizm, oparłszy całą swą filozofię na fałszywych przesłankach filozoficznych i moralnych, wykoszlawił również to uczucie, które w swej istocie przecież nie jest niczym innym jak zdrowym i naturalnym przywiązaniem do tradycji narodowej. Co innego jednak siła tradycji, działająca jako suma złych i dobrych doświadczeń historycznych, a co innego naiwna wiara w ślepy automatyzm tradycji.

«Byt tedy naród polski od początku do końca wierny Bogu przodków swoich. Jego królowie i ludzie rycerscy nigdy nie napastowali żadnego narodu wiernego, ale bronili Chrześcijaństwo od Pogan i barbarzyńców niosących niewolę. I szły króle Polskie na obronę Chrześcijan w dalekie kraje, król Władysław pod Warne, a król Jan pod Wiedeń na obronę wschodu i zachodu».

Wypadki historyczne nie działają prawie nigdy siłą spełnionego dobra i minionej świetności, natomiast prawie zawsze uczą i zobowiązują. Współczesny więc Polak nie może być nędzarzem, okrywającym swą nagość strzępami płaszczów królewskich, ale tylko spadkobiercą i wykonawcą idei dziejowej państwa polskiego.

MICKIEWICZ SAMOTNY jest najlepszą odpowiedzią na wątpliwości, jakie budzić w nas może dzisiaj lektura «Ksiąg Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego». We współczesnym «Księgom» odczycie «O duchu narodowym» pisał: «Niepodobna odgadnąć, jak długo jeszcze trwać będzie teraźniejszy porządek społeczny, ale niechybny jest jego upadek; upadek może jeszcze całkowitszy, niż ruina państwa rzymskiego». I w tym samym odczycie: «Im mocniej Polska czuta i podzielała uczucia rodzinne Europy, tym była szczęśliwszą i stawniejszą; im bardziej oddzielała się od Europy, tym widoczniej słabła...». Cała publicystyka «Pielgrzyma» z roku 1833, pełna aktywizmu i pasji społeczno-politycznej, robi już wrażenie próby dorównania temu europejskiemu kołu rozpędowemu, które, nie zważając na subtelne roztrząsania polskich mesjanistów, coraz to zwiększało obroty...

Mickiewiczowi przestaje więc wystarczać klasztorna wiara Towiańskiego, upewniająca, że «przez królestwo niebieskie w nas utwierdzone, zyskamy ojczyznę ziemską, zyskamy Polskę, ułatwimy drogę Francji, uczennicy naszej». Przez lata wprawdzie przewodniczy jeszcze «Kołu» podejmując najtrudniejsze, a przepisane przez Towiańskiego, «zadania moralne», ale już wtedy nawet napisze doń, że «czeka kierunku». W latach 1844-1845 weźmie udział, nie wyglądając biernie cudu, w manifestacjach ludu paryskiego i zacznie domagać się gwałtownie «realizacji w ziemi». A rozszedłszy się ostatecznie z Towiańskim powie o nim po latach, że «zgubił z oczu czas, to jest marzy o sobie i nie więcej».

Tak doszło do powstania «Drugiego Koła», które główny nacisk kładzie teraz na sprawy społeczne. Przed «braćmi» z «Drugiego Koła» stanie Mickiewicz we wrześniu 1847 roku i powie: «Przyszedłem was zapytać, czy nie zbliża się czas, abyśmy stanowczo ruszyli z emigracji – nawet krokami ziemskimi. Moim jest instynktem, abyśmy wyszli». Istotnie wyszedł. W roku 1848 wyrusza z Rzymu Legion Polski, złożony z 12 uczniów szkoły sztuk pięknych i minąwszy w swym pochodzie Livorno, Empoli nad Arno, Bolonię i Florencję – dotrze do Mediolanu, aby powiększyć się do 120 ludzi. A gdy sprawa Legionu spełznie na niczym, wycofa się Mickiewicz samotny i rozgoryczony z życia publicznego i na propozycję wzięcia udziału we władzy skonfederowanego uchodźtwa odpowie: «Wy nie macie żadnej przewodniej idei, żadnej organicznej zasady, co by was duchem jednoczyło».

Tak więc nadchodzi czas paryskiej «Trybuny Ludów», gdzie Mickiewicz postawi już wyraźnie «dogmat solidarności ludów» i «powszechnej republiki europejskiej», aby wreszcie przemówić i do nas, uczestników nowej emigracji, z wysokości roku 1849 słowami manifestu, który niewiele stracił na swej aktualności: «Gdy Węgry ostatecznie odzyskają niepodległość, gdy Polska odwali kamień grobowy, gdy Niemcy i Włochy się odrodzą, gdy na koniec wszystkie ludy, wolne jedne przez drugie i jedne dla drugich, ogłoszą święte przymierze: święte przymierze ludów, pierwsza połowa dzieła narodów będzie dokonana i wtedy wszystkie ludy wspólnie zabiorą się do drugiej części, najtrudniejszej, do zapewnienia jednostkom udziału w szczęściu zdobytym wspólną pracą».

PRZEZWYCIĘŻONY I ODNOWIONY staje się dla nas Mickiewicz symbolem postawy emigracyjnej, której «samo słowo nie wystarcza». A przecież mimo wszystko, cośmy wyżej powiedzieli, nie przestaje nam się ciągle wydawać, że to przezwyciężenie jest tylko pozorne, albo co najmniej częściowe. Romantyczny dramat człowieka, który konkretną pracą dla narodu nie potrafi doścignąć swego egzaltowanego, choć szczerego patriotyzmu, wytworzył w końcu w uczuciach i moralności przeciętnego Polaka wyłom, jakiego nie zdołała zasypać nawet «końska kuracja» pozytywizmu i pracy organicznej. Nie tędy zresztą wiedzie droga do przebudowy psychiki polskiej. Konflikt między romantycznym dynamizmem psychicznym a nacierającą nań rzeczywistością można łatwo skompromitować na płaszczyźnie praktycznej lub politycznej. Chodzi jednak nie o to, żeby wykazać, jak bardzo lekkomyślny, porywczy i mistyczny jest każdy Polak, ale o to, żeby stał się on rozsądny, nie przestając być sobą. Żadne doraźne rozporządzenia i ustawy nie zatrą kolein, jakie wyżłobiło sobie w umysłowości polskiej przeszło stuletnie wychowanie romantyczne. Natomiast można ten wyczerpujący się w jałowych problemach moralno-religijnych i psychiczno-narodowych dynamizm skierować w inne tory.

USPOŁECZNIENIE NARODU może jedynie wypełnić wyrwę, jaką romantyczny mesjanizm wytworzył pomiędzy narodem i jednostką. Ostatnia wojna uczyniła z Polaków naród w prawdziwym, nowoczesnym tego słowa znaczeniu. Naród poczuwający się do odpowiedzialności za losy Państwa, świadomy swego krwawego trybutu na rzecz wolności europejskiej, zahartowany w solidarności społecznej, wyleczony z mitów i przerostów elitaryzmu politycznego. Krew nie spaja jednak najlepiej. Naród polski musi poczuć się «istotą ziemską», musi utrwalić swą samowiedzę w walkach społecznych, musi zrozumieć, że słuszne żądania chłopów i robotników nie są wyrazem nienawiści klasowej, ale jedynym, głęboko sięgającym rezultatem wojny o byt narodowy. Rewolucja społeczna bowiem, krwawa czy bezkrwawa, jest w dzisiejszym świecie ostatnią, pozostałą jeszcze formą całkowitego upowszechnienia uczuć narodowych.

Tak odnowiony, a właściwie tak wzbogacony w swej świadomości, będzie mógł naród polski wziąć udział w serii «wojen pośrednich», które niby krótki i gwałtowny prąd rewolucyjny przejdą przez Europę, aby ją zgalwanizować przed ostateczną «wojną powszechną za wolność ludów».

NA NOWEJ EMIGRACJI czerpać chcemy z «Ksiąg Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego» to tylko, co w nich jest wiecznie żywe i nieprzemijające. Historiozoficzne przeciwstawienie ludów Europy «królom i gabinetom» obowiązuje nas po dzień dzisiejszy, obowiązuje nas może bardziej niż za czasów mickiewiczowskiego wczoraj. I nie jest to tylko młodzieńczy, demagogiczny rozped współczesnych «królobójców». Jest to prosta i w prostocie swej właśnie mickiewiczowska wiara, że zjednoczenie Europy może się dokonać jedynie na dwóch podstawach: antyhumanistycznego totalizmu politycznego, albo humanistycznej demokracji ludów, które na naszych oczach stają się narodami, nauczonymi nareszcie przez wszystkie imperializmy świata solidarności europejskiej.

Stąd nieprzedawniony jeszcze nakaz polityczny «Ksiąg Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego» brzmi dziś tak: «Gdzie tylko w Europie jest ucisk wolności i walka o nią, tam jest walka o Ojczyznę i za tę walkę bić się wszyscy powinni».

«O WOJNĘ POWSZECHNĄ ZA WOLNOŚĆ LUDÓW» prosimy Ciebie i my, Panie. Prosimy Cię o nią jednak nie tylko przez krew i męczeństwo zamordowanych w Oświęcimiu, Majdanku i Katyniu, ale przez trud, ofiarność i godność wszystkich ludzi żywych, którzy poczuli się dzięki tej wojnie prawdziwymi Europejczykami.

GUSTAW HERLING-GRUDZIŃSKI